Strona:PL JI Kraszewski Wysokie progi from Kurjer Warszawski 1884 No 0098 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— Cóż ten Leszczyc zrobił, że go tu nie lubiono? — zapytał.
Panna Felicja się uśmiechnęła.
— Proszę pana — rzekła, więcej się zawsze zwracając do hrabiego niż do Sokalskiego — czasem trudno bardzo wytłumaczyć dlaczego jeden ma mir u ludzi, a drugi go sobie zjednać nie umie. Ja tam o ludziach sądzić nie chcę, a zwłaszcza gdy mi się kto niebardzo podoba... Może ma co za sobą. Nie wiem.
— Możnaby sądzić, widzi pani, — odezwał się Sokalski — że bardzo będąc wiernym pani, pilnując jej dobra, mógł się tem ludziom narazić.
Panna Felicja nie odpowiadając parę kroków odstąpiła.
— My to inaczej sądziliśmy — rzekła obojętnie. — Podkomorzyna miała zbyt miękkie i dobre serce, dla niej dosyć było postrzedz, że we dworze kogo nie lubiono, nie wchodziła w przyczyny, a starała się to łaskami swemi wynagrodzić. Myliła się nieraz na ludziach, i obsypywała tych co nie zasługiwali na jej względy...
Kamerdyner spojrzał na hrabiego — zamilkli.
Gdy drugiego dnia oglądanie domu, z pomocą panny Felicji zbliżało się do końca, wyjrzawszy oknem przewodniczka odezwała się półgłosem:
— Zdaje mi się, że nasz ks. kanonik tu idzie, zapewne z uszanowaniem do pana hrabiego — możeby...
Hrabia poruszył się żywo, niechcąc widocznie uchybić kanonikowi... Nawykł był do poszanowania duchowieństwa — i pośpieszając ku drzwiom, odezwał się niespokojnie:
— Chciałbym wyjść na przywitanie kanonika... którędy bliżej?
Panna Felicja wskazała drogę, a graf, obejrzawszy się na swe skromne ubranie, potem na ciągle mu towarzyszącego Sokalskiego, pożegnał pannę Felicję ukłonem i pośpieszył naprzeciw ks. Soliny.
Kanonik na ten dzień powitania kollatora przybrał wcale nową postać; wdział odświętną, odpustową sutannę, kapelusz, rękawiczki, i buty miał doprowadzone do zwierciadlanego połysku.
Rzadko miejscowi mieli przyjemność widywać proboszcza swego, starego i ociężałego, tak wystrojonym i ożywionym, chociaż suknie te nowe cisnęły go, ciążyły mu, a i buty cokolwieczek zeschłe i ciaśniejsze nogom nabrzękłym nie były wygodne... Tym razem jednak wszystko to musiał przywdziać, przez uszanowanie dla dziedzica i na szyję włożyć swe distinctorium, które kładł tylko na największe uroczystości.
Z postawy i pośpiechu hrabiego widać było iż się czuł wiernym synem kościoła i miał sobie za obowiązek duchownych szanować.
Począł od tłumaczenia się skwapliwego, że sam chciał złożyć atencję kanonikowi, ale ks. Solina dokończyć mu nie dając, winszował kollatorowi szczęśliwego przybycia, i składał życzenia, aby mu tu, przy błogosławieństwie Bożem, wiodło się i szczęściło..
Stali tak jeszcze naprzeciw siebie, kłaniając się, gdy Sokalski, który czasu powitania zatrzymał się był u drzwi — zniknął za niemi.
Siedli — przyczem hrabia chciał na kanapie posadzić kanonika, ale po małym sporze, zajął on miejsce w krześle, a dziedzic naprzeciw niego umieścił się skromnie na taborecie.
Po chwili ks. Solina widząc że hrabia wymownym nie był, musiał wziąć na siebie zagajenie, rozpoczynając od nekrologu nieboszczki. Graf słuchał w skupieniu ducha.
Dwaj ci ludzie zupełnie sobie obcy od pierwszych słów poczuli pewną sympatję wzajemną.
— Zdaje się jakieś poczciwe człeczysko — myślał kanonik.
— Dobry jakiś starowina — dumał hrabia.
— Cieszym się wielce z przybycia pana hrabiego do nas — dodał kanonik... bo smutnoby było gdyby Zakrzew miał opustoszeć. Zamieszkajcie z nami, panie hrabio, kąt spokojny, kraj żyzny, ludzie niegorsi niż gdzieindziej.
Zostaniecie z nami, nieprawdaż? — dodał ks. Solina.
Pytanie to zmieszało zagadniętego, który odprostował się, zająknął i zawołał:
— Doprawdy — jeszcze sam nie wiem... Sam nie wiem, zależeć to będzie od okoliczności.
— Ja nie wiem czy gdzie na świecie lepiej i wygodniej być może — dorzucił kanonik — pałac zakrzewski i najliczniejszą pomieści rodzinę.
Oczy hrabiego niespokojnie się rozbiegały po pokoju, jakby w pomoc sobie Sokalskiego szukały — ale nie było go pod ręką. Zostawiony sam siłom własnym, hrabia zawahał się, spuścił głowę i zamruczał.