Strona:PL JI Kraszewski Wstęp do Kalendarza.djvu/3

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

go poszło na zrzynki!! Cośmy przespali na zdrowie, choć nie wiem czy nie nadto... cośmy przesiedzieli za stołem... za butelką, przy kartach, kiwając nogą i mieląc palcami, to najmniej połowę wyniesie. A chwile zbierania się do roboty? a spoczynek po próżnowaniu i roztrzepaniu? a bale i zabawy na których ziewaliśmy? a gawędy o deszczu i słocie? a obmowy i odgadywania cudzego życia? a szukanie tego co się nie zgubiło? a poprawianie omyłek?
Na dobre uczynki i pracę płodną zostaje bardzo maluczko. Wszedłszy w kupę ludzi i przypatrując się im uważnie, a wniknąwszy w ich myśli i zajęcia, trudno sobie zdać sprawę z życia. Każdy gdzieindziej dąży, czego innego pragnie... za co innego dałby szyję, a wszyscy śmieją się z siebie.
To strona smutna i śmieszna.
— A co to za człowiek! — słyszysz z boku — ten pan Paweł!... Jestto głos Jana.
— A co to za dziwak, ten pan Jan! — odzywa się Paweł...
— Spójrz tylko za czem on goni, szczęście mając pod nosem.
— Patrz za czem się ubiega i co mu z tego przyjdzie!
Skąpiec rusza ramiony na rozrzutnego, rozrzutny na chciwca, zakochany na zobojętniałego, zimny na rozpłomienionego, i rzekłbyś, że nie jedna ich urodziła ziemia, nie jedno słońce ich wypielęgnowało, nie jeden duch w nich żywie, tak im się trudno zgodzić na jedno.
Na teatrze to fraszki, ale na Bożym świecie... jakby to się człek śmiał serdecznie, gdyby mu łzą nie zachodziły oczy czując że... i on sam taki. Z dzieci śmiejemy się swobodnie, a samiśmy gorzej dzieci, i zaprawdę

.....wszyscy chorujem na głowę.
Choć jeden wziął funt głupstwa, a drugi połowę.

Zgodziłbym się na ten wiersz z poetą, gdyby nie przekonanie, że wszyscy mamy po półtora funta najmniej, tylko w różnych gatunkach. Jeden szaleje żółto, drugi niebiesko, trzeci czerwono, a spełna rozumu nie ma nikt. Najniedołężniejszy, kto myśli, że sam trzeźwy wśród pijanych...
Potrzeba patrzeć jak tu wszyscy wstydząc się sami swej głupoty którą wewnątrz czują, trzymają się na nogach, aby się z nią nie wydać jak się kryją, jak udają rozumnych, składnych, przytomnych... Chodzi im więcej o to czem się pokażą, niż o to czem będą w istocie. Ale niechno zostaną sami lub w kółku, w którem sobie cugle puszczać przywykli... zobaczycie jak zaraz szał tłumiony wybuchnie... Bośmy wszyscy półwaryaci, ale gramy rolę rozumnych i przytomnych... Wkońcu, jak ów co to oprowadzając po szpitalu rozpowiadał przybyłemu fiksacye swych towarzyszów, wydajemy się mimowoli jakimś wybrykiem, że i my do Bedlam należym.
Każdy z nas ma chwile jasne i ciemne... najszaleńszy ochłonie, najprzytomniejszy czasem od rozumu odejdzie... cała rzecz nie wciąż być ideałem, co niepodobna, ale nim być jak najdłużej. Do tego potrzeba tylko pracy nad sobą, i tego przekonania, żeśmy panami siebie, że możemy uczynić z nas co zechcemy. Nie nagle i raptownie, coby było cudem, ale powolnym, wytrwałym trudem nieustającym.
Czas jest właśnie materyałem najważniejszym ku temu, jest przestrzenią, na której owe zapasy nasze odbywać się powinny. Od urodzenia do śmierci musi walczyć z sobą i pędzić do celu, kto chce go osiągnąć... ale wieluż z nas pamięta, że celem życia: trud i walka?




Tak myślałem rozmarzony, i wybijała dwunasta powoli, a dźwięk zegara rozchodził się coraz słabszy i ginął w oddaleniu. Nie wiem, na śnie to było czy na jawie, ale czas się zatrzymał i ujrzałem pomiędzy dwoma laty przedział i spoczynek... Cicho było, niebo świeciło gwiaździste... lekki szum dosłyszałem dokoła... oczy nic z razu dojrzeć nie mogły, aż wreszcie zdumione postrzegły długie szeregi cieniów występujące nad ziemię... Z jednej strony szły postacie czarne z miotłami na plecach i worami u pasa, z drugiej zastęp jasny z wielkiemi białemi skrzydły, w szatach błyszczących... oba rozpatrywały się po padole naszym, na którym jak owoce roku leżały wszystkie uczynki ludzkie spełnione od trzystu sześćdziesięciu i pięciu dni ostatnich... I ja widziałem je teraz kupami spoczywające i oczekujące ażby je duchy czarne i białe wyzbierały i zaniosły do wieków spichlerza. Ślad każdego człowieka oznaczony był uczynkami jego. Jedne jak puste leżały łupiny; byłyto chęci próżne i pragnienia