Strona:PL JI Kraszewski W hotelach 13.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nastąpiło milczenie. Pan Emil wzdychał ciężko.
— Niepodobna mi przypuścić — rzekł — a jednak jest to tak podejrzaném? Ten ojciec teraz wydaje mi się jakoś dziwnym ojcem a ta piękność...
Nie dokończył i strząsł się cały.
— Mnie się zdaje — odparłem — że pour en avoir le coeur net: najpospolitszą rzeczą byłoby spytać o pochodzenie tych klejnotów.
Pan Emil się zarumienił.
— Nie mam na to odwagi — rzekł — żal mi tego dziewczęcia. Samo pytanie mogło by zmieszać ją, wprawić w niepokój — a przyznam się panu, interesuje mnie. Mam słabość...
Byłem w położeniu przykrém, bom istotnie radzić nie mógł i nie umiał. Panna, mimo stroju, od pierwszego dnia wydawała mi się jakby przebraną, ojciec miał więcéj niż odrażającą fizyognomią; że ta para mogła należeć do hultajskiéj bandy zdało mi się nadzwyczaj prawdopodobném. Wypadek zaczynał budzić ciekawość i zajęcie.
Nazajutrz pan Emil przestraszony przyszedł mi się zwierzyć, że nowy klejnot, bransoleta — niewątpliwie siostry jego, znalazła się na rączce panny Emilii.
— Mów pan z ojcem — radziłem mu.
Nieszczęśliwy młodzian kochał się już w tych czarnych oczach; straszliwe podejrzenie go dręczyło ale odezwać się, kroku uczynić nie śmiał.
Łatwo to było poznać, chodził jak z krzyża zdjęty.
Przy obiedzie drugiego wieczora siedziałem przedzielony tylko dwiema osobami od pana Emila a obok niego siedziała panna Emilia — ojca nie było.
Panna była rozigrana, wesoła, śmiała się nadto głośno, rzucała oczami nadto śmiało. Młodzieniec siedział przybity. Nagle spostrzegłem go pochylającego się ku jéj rączce, na któréj połyskiwała gruba, złota, prześlicznéj roboty bransoleta, wyrób sławnego rzymskiego artysty złotnika.
Zaczął chwalić ten klejnot, panna Emilia podniosła rękę i odezwała się:
— Papa go dla mnie kazał zrobić w Rzymie.
Nie było niepodobieństwa ażeby złotnik dwa razy powtórzył wzór jeden; na nieszczęście bransoleta siostry Emila odznaczała się wyrytym rokiem i datą, które on mógł odczytać...
Na twarzyczce panny nie widać było najmniejszego wzruszenia ani zakłopotania...
Obiad się skończył, wstała od stołu, a że Emil ją zwykle odprowadzał, więc i tego dnia poszedł za nią.
Rano przynoszący mi herbatę kelner tak się jakoś uparcie kręcił około mnie i stolika, nie mając ochoty wychodzić, iż posądziłem go, że czegoś może odemnie żądać. Poprawiał krzywo stojące krzesełka, chrząkał, a nareszcie spytał, czy w nocy nic mi snu nie przerwało?
— Nie słyszałem nic — rzekłem — oprócz ruchu, jaki zwykle u was w hotelu nie ustaje.
— Ale bo w nocy mieliśmy gości — rozśmiał się kelner z nogi na nogę się przechylając i bawiąc serwetą.
— Gości?
— Tak jest — przywtórzył znacząco — nasza policya z policyantem francuzkim przyszła nam aresztować...
Spojrzałem mu w oczy — śmiały się złośliwie.
— Kogóż? — spytałem.
— Pana Grouche i pannę Emilią Grouche, — kończył kelner poruszając ramionami pogardliwie. — Okazuje się, że pan Grouche nie jest wcale panem Grouche, ale jakimś monsieur