Strona:PL JI Kraszewski Rady główne i życzenia na nowy rok.djvu/2

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
—   2   —

W tym strasznym pochodzie są ciężkie godziny zwątpienia; na ówczas zapytuje siebie człowiek:
Dlaczego ludzkość pozornie się cofa i zawracać zdaje? Czemu prawda przestaje świecić i być prawdą? Dlaczego między nią a fałszem niema widocznej granicy? Czemu wracamy tam, gdzie tylekroć byliśmy i skąd tylko cośmy wyszli?
Wszystkie te pytania dyktuje zwątpienie i omdlałość nasza; nie wiemy dokąd iść, stajemy niepewni, ale opatrzność dziejowa wytknęła drogę, należy jej szukać i dalej zmierzać do celu.
Cel ten — dobra ogólnego — jest nam znany, nie wiemy tylko jak go najspieszniej osiągnąć, aby z prawego gościńca nie zboczyć na manowce.
Nie wszystkie drogi do niego wiodą; są, co od niego odwodzą.
Chwila obecna nie dla Polski tylko, ale dla całego świata jest wielką próbą ducha.
Jestli jedna niezaprzeczona zasada, nieobalona prawda, nieuwieńczony fałsz, nieobryzgana cnota, niespotwarzone poświęcenie?
Począwszy od Chrystusa i jego nauki, którą obrzucają błotem i usiłują uczynić małą a niewystarczającą — chociaż części nawet prawd ewangielii w czyn nie wprowadzono — aż do szatana, którego apoteozę głosi rozpaczliwe szaleństwo, wszystko z kolei obłocono i oplwano, aby ostatecznie skończyć na zupełnem zwątpieniu i chaosie. Niema już, czegoby się słowem i czynem nie zaparto.
Kupa gruzów została z przeszłości, na przyszłość ani planu gmachu, żadnej idei jasnej, żadnego trwalszego systemu. Nawet wybujałym utopiom pościnano głowy. Natomiast panuje zwątpienie, apatya, przestrach i bezwładność.
Najpotężniejsze umysły z trwogą poglądają w te głębie, cofają się od nich przerażone i czekają promienia z góry, usypiając w występnym fatalizmie.
Ale duch i światłość nie zstępuje na serca trwogą zamknięte.
Na tych rozdrożach nie my tylko jedni stoimy — nam nagim i odartym przyszło wyczekiwać na słocie; drudzy w lepszej wprawdzie odzieży, ale jak my nie wiedzą dokąd pójdą, z czem i za kim? Świat cały czeka i ręce łamie.
Dlaczegóż byśmy nie mieli odważnie spojrzeć na rany i szukać na nie lekarstwa.
Drobne półśrodki nie uleczą nas, fatalizm byłby dobrowolnem wyrzeczeniem się samych siebie, potrzeba mężnie złe obnażyć, dotknąć go i szukać na nie lekarstwa.
Zwątpienie o ludzkości, powtarzamy, byłoby ateizmem, niewiara w przyszłość, krótkowidzeniem niedołężnem.
Nie pierwszy raz ukrzyżowano człowieczego ducha, ale on zawsze zmartwychwstał nieśmiertelny.
Sursum corda.




Epoka nasza to czas jakiegoś nierozporządkowanego zamętu, zewsząd nas nieład otacza, mimo niesłychanych starań o materyalne ure-