Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/83

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wieczorem Marcelina nie wyszła do salonu, chociaż Obdorski, oczekując na nią, niespokojny cały wieczór tu przepędził. Hrabia nie powiedział mu nic, smutny był tylko i zadumany.
Dosyć późno, gdy już miał odchodzić hr. Henryk, służąca Marceliny przybiegła go prosić, aby jutro przybył około południa...
Obdorski nic się nie domyślał jeszcze... Przekonany, iż szło o coś tyczącego się urządzeń weselnych — o danéj godzinie, wyświeżony stawił się hrabia, ale spojrzenie na Marcelinę, która siedziała blada w fotelu, trzymając w ręku zdjęty pierścionek zaręczyn... Obdorski uczuł trwogę... Wyrok swój czytał w jéj twarzy...
— Panie hrabio — odezwała się powitawszy go lekkiem głowy poruszeniem i nie podając mu ręki. — Starałam się przez posłuszeństwo dla ojca wmówić w siebie, iż potrafię bez przywiązania oddać wam rękę. Liczyłam na inne uczucia, które je zastąpić mogły. Widzę żem się omyliła... Oto jest pierścionek... Żoną waszą być nie mogę i nie będę.
Obdorski osłupiał z gniewu i boleści... Nigdy nie przypuszczał, aby go to spotkać mogło. Dla niego nie tylko obelgą było odepchniecie, ale ruiną.
Wstrząsnął się cały...
— Jakkolwiek przygotowany byłem na wiele... — rzekł stłumionym głosem — to przechodzi miarę i wiarę.
Cóżem popełnił?