Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/82

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Nic, alem walczyła z sobą długo, to nad moje siły — rzekła ze łzami i łkaniem Marcelina. Człowiek jest nikczemny... nie! nie!
— Cóż więc poczniemy! Jestto kompromitacya... narazim sobie całą rodzinę i wszystkich jego powinowatych... pół świata! Co o tobie mówić będą! co o mnie.
— Przypomnij sobie, com mówiła, godząc się na zaręczyny — poczęła hrabianka — przewidywałam ten koniec.
Saturnin padł na krzesło twarz tuląc w dłonie.
— Nic mnie boleśniéj dotknąć nie mogło! — zawołał. Co do mnie, moja Marcelino, ja się do tego mieszać nie chcę. Rób, co chcesz, umywam ręce.
— Bardzo dobrze, proszę to mnie zostawić; wszystko się spokojnie rozwiąże. Możemy na kilka miesięcy wyjechać zagranicę.
— Namyśl się — wtrącił hrabia — jesteś porywczą...
— Nie; byłam cierpliwą — rzekła Marcelina — jedna kropla przepełniła czarę...
Ale napróżno starał się ojciec dowiedziéć, co tą kroplą było; hrabianka brała wszystko na siebie, a tłómaczyć się nie chiała.