Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/52

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Skutkiem tych dwu rannych odwiedzin u pani Wawrowskiéj była rozmowa jéj długa, poufna, serdeczna z wychowanicą, która się skończyła tém, że Marcelina ją objęła za szyję i ucałowała... a łzy miały na oczach obie.
Niepotrzebowała Marcelina wyzywania do zwierzenia się zupełnego opiekunce, bo do niego od dawna się przygotowała.
W parę miesięcy potém można było dostrzedz pewnych zmian w stosunkach osób, z któremiśmy czytelników zapoznali. Hrabia Obdorski najął mieszkanie i na jakiś czas osiadł w mieście, a przynajmniéj stworzył tu sobie pied à terre, i mówił, że na wsi się nudząc, chce życia innego sprobować. Razem z tém szło, że u hr. Saturnina bywał coraz częściéj, ale Marcelina trzymała go zawsze w takiém oddaleniu, nie dając mu się spoufalić, — iż postępu najmniejszego widać nie było.
Grzeczna, uprzejma, ale wielce chłodna, — czasem bywała szyderską i uszczypliwą, ale w sposób tak delikatny żartowała z hr. Henryka, że rozgniewać się nie mógł.
Baronówna Sewera i sama i w towarzystwie kuzyna także dosyć często odwiedzała Marcelinę, nie czyniąc widocznego postępu i nie zyskując na poufałości, nie mogąc ściślejszych zawiązać stosunków.
Gusta i upodobania tych pań tém się jednak różniły, że gdy baronówna była wesołą, Marcelina okazywała smutek, gdy jedna chciała się bawić, druga potrzebowała odpoczywać i t. p. Słowem, szło jak z kamienia. Wieczorami też bardzo często hrabianka nie bywała w domu i spędzała je u Wawrowskiéj. Dawniéj Wawrowska zwykła była przychodzić do hrabiego i wychowanki, teraz się tak złożyło, z powodu wschodów, osłabłych nóg i t. p. że Marcelina musiała wyręczać swą mamcię i biegać do niéj, co wcale dla niéj ciężarem nie było.
Ale Wawrowska ze swéj strony postarała się o to, aby Marcelina się u niéj nie nudziła. Zapraszała zawsze dla towarzystwa jéj po kilka osób znajomych — bywał p. Salezy... i... jakimś niewytłómaczonym sposobem znalazł się — p. Stanisław Korczak.
Zdaje się, że Salezy tak manewrował, aby go tu wprowadzić, przeciwko czemu Wawrowska nie miała nic.
Ponieważ zwykle osób nie bywało wiele, naturalnie w mniejszém kółku, towarzystwo się lepiéj z sobą poznawało i zbliżało. Stanisław, widując raz lub parę razy na tydzień hrabiankę, która bardzo zawsze uprzejmą okazywała się dla niego, musiał — biedny — upoić się marzeniem, rozkochać... i nie miał już siły uciekać...
Walczył on z sobą, nie łudził się żadną przyszłością, wiedział, że miłość ta jéj mieć nie mogła, ale wyrzec się jéj przez rachubę jakąś, aby nie cierpieć późniéj — nie umiał.
— Skończy się ten piękny sen — mówił sobie — jak się rozprysnęło tyle innych, ale pozostanie — wspomnienie po nim.