Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/36

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Po wyjściu gości, z twarzy zasępionéj panny Marceliny jakby obłok zaciemniający ją — zsunął się.
— Obdorskiego pani dawniéj nie znała? — zapytał garbus?
— Tak jakbym go nie widziała nigdy, bo wcale sobie przypomnieć nie mogę, czyśmy się gdzie w życiu spotkali, — odparła hrabianka.
— Nie śmiem spytać, jak się podobał — rzekł Salezy. — W naszém towarzystwie, u królowéj, i po innych domach ma dosyć powodzenia... Znajdują go dystyngowanym?
Panna słuchała zimno.
— Przyzwoitym jest w salonie, — rzekła — więcéj nic powiedzieć nie umiem.
— Pani trudną jest widzę — odparł Salezy.
— Ja? bynajmniéj, — powoli poczęła Marcelina — ale znajduję, że ten typ nasz salonowy tak jednostajny jest, tak ma formę umówioną, zawsze tęż samą, że w końcu nudzi i męczy. Pragnie się czegoś, bodaj mniéj przyzwoitego, a odmiennego.
— Wymagającą pani jesteś, — przerwał Salezy, — ażeby się urobić na typ ten przyjęty, potrzeba tylko trochę giętkości i zręczności, oryginalnym zaś być każdy potrafi.
— Ja wolę już ekscentrycznych trochę... — dodała hrabianka.
— Tak, w miarę, bo i ekscentryczność zbytnia w salonie wygodną nie jest...
— Ale znamionuje życie! — westchnęła hrabianka, — a nasze towarzystwo ma go tak mało...
— Przecież baronównie Sewerze nie może pani zarzucić, aby oryginalną nie była, — spytał Salezy.
— Tak, lecz spotykałam podobne stare panny w angielskich powieściach — niestety! — uśmiechnęła się hrabianka.
Na tak rozpoczętą ledwie rozmowę, wpadł ze swoich pokojów, z widocznym pośpiechem, hr. Saturnin, który spodziewał się pewnie tu jeszcze znaleść Obdorskiego, i rzuciwszy okiem niespokojném po salonie, chmurny witać się zaczął z panem Salezym.
— Hrabia Henryk był tu! — spytał.
— Zabrała go tylko co baronówna, — rzekł Salezy.
Usiedli.
— Żałuję, że go nie zastałem, — dodał hrabia. — Przyznam się, że podobał mi się bardzo, jest mi sympatyczny.
Spojrzał na córkę, która oczy spuściwszy milczała, a Salezy rzekł.
— Właśnie tylko cośmy mówili o nim! Saturnin się zwrócił chciwie ku niemu.
— Nieprawdaż? korzystnie się wyróżnia od naszéj teraźniejszéj młodzieży, — zapytał.
— Ale — bo, naprawdę nie można go już do niéj zaliczyć — rzekł