Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/32

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nienia bogatego, nic lepszego nastręczyć się nie może. Chociażby z trudnością to przyjść miało...
Panna Sewera znowu głęboko się zamyśliła.
— Najgorszem jest to, dodał w końcu hr. Henryk, że w domu ich znalazłem w progu — nieprzyjaciela!
Zakrzyknęła baronówna — lecz gdy siostrzeniec szepnął z cicha nazwisko Korczaka, zmarszczyła się i zasmuciła. Znała tę smutną historyą i — choć nie dopuszczała winy w Obdorskich — nie miłą wielce była dla niéj...
— Cóż tam ten Korczak mógł robić! — spytała. W towarzystwach nie bywa nigdzie, nie należy do nas... O ile wiem zubożeli zupełnie... Z kąd że się tam znalazł?
— Drohostaj tłómaczy to tém, że służy w biurze, w którém proces hrabiego jest właśnie na stole — rzekł Henryk...
— Niezważałbym wcale na niego i mógłbym pominąć — gdyby panna Marcelina, wcale nie obowiązana do zajmowania się kancelistą, nie okazywała mu szczególnych względów.
Baronówna zerwała się z siedzenia.
— Jakże wygląda? — zapytała niespokojnie.
Obdorskiemu trudno było odpowiedzieć na to pytanie. Zamyślił się nad definicyą i skrzywił.
— Wygląda jak przystojny kancelista... — rzekł — jak pierwszy lepszy młody chłopak z ulicy. — Świeży, rumiany, twarz nic nie mówiąca...
— Maniery? — spytała panna...
— Nieśmiały...
Panna wzgardliwie ramionami rzuciła.
— Nie wiem, czy tego rodzaju chłopak może się podobać Marcelinie, która jest ze wszech miar dystyngowana — rzekła — ale takie panny, dochodzące lat trzydziestu — czasem miłości szukają nawet tam, gdzie zaglądaćby nie powinny...
— Zresztą — dodała, — zdaje mi się, że obawa twoja z powodu Korczaka, jest po prostu przywidzeniem. Nie zdaję mi się, żeby mógł być niebezpiecznym.
A teraz, mój Henryku, musimy plan kampanii obmyśleć. Jestem na twoje usługi...
— A ja pod rozkazy cioci się poddaję — pokornie dodał hrabia...
Zapomniawszy o fluksyi tak dalece, że nawet materacyk odjęła, baronówna zadumana poczęła się przechadzać po saloniku. Henryk czekał, aby się odezwała...
— Tak — po namyśle, zatrzymując się przed nim — poczęła baronówna — tak potrzeba ci tu w Warszawie, w naszych kołach urządzić przyjęcie świetne... Oddawaj wizyty, ja się postaram o obiady... Puścimy zaraz wieści o nadzwyczajnych sukcesach... Trzeba, aby cię chwytano... Musimy obudzić zazdrość... Gotowam nawet szepnąć, że się o ciebie starają u X. i u Ż. że masz na widoku ożenienie... Nie narzucaj się zbytnio Saturninowi, ale go nie negliżuj. Czasu po-