Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/16

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ło, ale odrobineczkę pobladł i drgnął. Henryk zdawał się wcale na tę manifestacyą nie uważać, — Drohostaj i gospodarz znaczące zamienili wejrzenia.
Grzeczna rozmowa panny Marceliny, którą za serce ujęła wdzięcznego Korczaka, treścią swą wielkiego wrażenia uczynić nie mogła. Hrabianka spytała Stanisława o teatr, o nową artystkę, któréj występy miały rozgłos wielki, o jéj piękność — potém o pobyt w mieście, które wszyscy prawie na lato opuszczali.
— Ja na to ani czasu, ani ochoty mieć nie będę, — rzekł Korczak. Wieś dla mnie, jako wspomnienie młodości, ma urok wielki, ale dziś jest rajem, z którego wypędzony zostałem, i do którego dostać się nie spodziewam.
— Dla czego? — odparła hrabianka, — przed panem jest wszystko... Mnie się zdaje, że właśnie potrzeba zdobywania... ceny jeszcze doda temu, do czego się dobijać człowiek jest zmuszonym.
— Ale ja nie wiele pragnę — rzekł wesoło Korczak, — ambicyi nie mam.
— To źle — zawołała Marcelina — w młodości koniecznie jéj potrzeba, Życie jest walką, — choćby dla saméj przyjemności walczenia, cel sobie należy postawić wysoko...
To mówiąc, patrzyła śmiało w oczy Stanisławowi.
Niewiadomo jakiby obrót wzięła w ten sposób zarysowująca się rozmowa, gdyby Drohostaj nadchodzący nie przerwał jéj. Hrabianka zwróciła się ku niemu z minką znudzoną, ale z drugiéj strony gospodarz odciągnął już Stanisława.
— Jak stoi mój interes? — zapytał.
— Nie postąpił ani kroku od tego czasu, gdym miał przyjemność panu hrabiemu z niego zdać sprawę. Formalności są nieskończone, a każda z nich niezmiernie wiele czasu zabiera.
— Wiem o tém z doświadczenia — westchnął hrabia. — Sprawiedliwość nie zaleca się pośpiechem. Uproszczenie jéj wymiaru wszędzie podobno należy do zadań wieku — ale dotąd o reformie sądownictwa nikt nie myśli.
Popłynęła tedy między niemi rzecz o reformie, t. j. o sądach i gdy się skończyła, goście już zabierali się do odejścia.
Stanisław też wziął za kapelusz. Już miał się wymknąć, gdy spostrzegłszy to panna Marcelina, znalazła sposób przywołania go i kilku słowami dała mu poznać, że go nie zapomniała...
Jak się to podobało ojcu, co o tém sądził wszystko widzący pan Salezy, trudno odgadnąć, ale Stanisław, który tu wszedł zimnym i obojętnym, wyszedł rozmarzonym.
Nie miał wcale zarozumiałości, obawiał się wielce wszelkich złudzeń, znał dobrze swe położenie — nie czuł szczególnego uwielbienia dla panny Marceliny, która mu swą postacią Junony imponowała —