Strona:PL JI Kraszewski Przygody Stacha.djvu/15

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

że hrabianka czuła już w gościu — pretendenta, i jak zwykle, przyjmowała go dosyć ostro, co wielce wytrawnego hrabiego Henryka bynajmniéj nie zrażało. Stawał z przyjemnością do walki. Na uboczu major Drohostaj po cichu rozmawiał z gospodarzem.
— Dziękuję ci, majorze...
— Nie ma za co...
— Łatwoś go pociągnął, czy się drożył?
— Bynajmniéj. Słyszał wprawdzie dużo o Marcelinie, że jest trudna, ale to człek mężny i wiele ma za sobą...
Zaczęli coś szeptać.
Hr. Henryk wysuwał po jednemu paradoksa, któremi walczyć był nawykły. Słynął on z dziwacznych niekiedy przekonań, które słabym główkom wydawały się czemś nadzwyczaj wielkiém i niepopospolitéj inteligencyi dowodzącém.
Ale z panną Marceliną sprawa była trudna. Miała usposobienie podejrzliwe, niedowierzające i nie wchodziła w spór łatwo, zbywając uśmiechami i półsłówkami, a zmuszając, aby się przed nią wygadywano...
Hr. Henryk od zamiany pierwszych kilku słów poczuł, że miał przed sobą godną siebie — przeciwnicę. Wyciągała go na słowo — mówiła mało.
Tak się zaczęło grupować towarzystwo, gdy drzwi otworzył kamerdyner i oświecona sala jadalna — z podaną w niéj herbatą, zmusiła Marcelinę podać rękę hrabiemu.
Szli tedy wszyscy — a pan Stanisław skromnie na końcu. Szczęściem nie opuścił go Salezy.
Młodemu biuraliście wieczór się jakoś składał nieszczęśliwie. Miał honor pić herbatę u p. hrabiego, ale wcale się nie wydawał tu potrzebnym. Saturnin zaledwie parę razy o coś go zapytał, panna ledwie spojrzała — milczał i miał czas przyglądać, pytając siebie: po co tu przyszedł.
Do ogólnéj rozmowy przy herbacie, przy któréj świetnie się odonaczali p. Salezy, popisujący z dowcipem, hr. Henryk, strzelający paradoksami, Drohostaj, odżywiający ją wesołością — Korczak wcale się nie mięszał.
Miał też najmocniejsze postanowienie zaraz po przejściu do salonu, gdy tylko da się to wykonać przyzwoicie — zniknąć po angielsku bez pożegnania.
Herbata trwała dosyć długo. Poruszono się potém i panna Marcelina sama naprzód, dając hasło, powróciła do salonu.
Przechodząc około krzesełka, na którém siedział jeszcze Korczak, chwileczkę się zatrzymała, rzuciła pytanie i zmusiła Stanisława wstać, a że poszła, mówiąc daléj — towarzyszyć jéj do salonu...
Było to wykonaném tak jakoś wyraziście, z namysłem, jak gdyby hrabianka chciała okazać, iż skromnego swego gościa miała w estymie. Hr. Saturnin nie spojrzał nawet w tę stronę, gdzie się to dzia-