Strona:PL JI Kraszewski Nad przepaścią.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wziął to za żart Rzepski, ale Aureli go wyłajał.
— Cóż ty myślisz, że ja z tobą będę się w żarty bawił!
Poszedł jak zmyty. Nazajutrz dowiedziała się Salusia i wpadła do niego.
— Co ja słyszę? pan Aureli bierze dzierżawę i na wieś się wynosi!
— A tak!
Zarumieniła się i pobladła.
— Przecież pan klucznicy będzie potrzebować? — szepnęła.
— Salusiu, nie wodź mnie na pokuszenie — odparł szydersko. — Ty nigdy klucznicą być nie potrafisz, bo już z drzewa wiadomości złego i dobrego kosztowałaś i czytasz książki. Nawykłaś do miasta, pozostań w niem i pokutuj za grzechy młodości.
Obrażona Salusia przerwała opryskliwie.
— Cóż to pan myślałeś, że ja się mu nastręczam do kluczy. Ani mi się śniło, ale byłabym panu zarekomendowała znajomą mi gospodynię. Ja sama wiem, że do tych funkcyj kwaszenia kapusty i ogórków, i suszenia grzybów stworzoną nie jestem... a to mi się podoba! Ja klucznicą.
— Przepraszam — odparł szydersko Aureli.
— I przyznam się panu, że zrywać się ztąd za panem na wieś nikomu nie życzę. bo długo to nie potrwa
— To może być — rzekł Żabiec — na to zgoda!