Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/877

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
97

kie dwadzieścia cztery godziny przeciągnąć się mogący.
Usiłował się nawet pocieszyć tem, że koza owa, zawsze lepszą była niż kij Narcyza i nie powinna była zbyt szkodliwie wpłynąć na jego zdrowie.
— Ha! — rzekł — rozpatrzmy się w tym lochu, trwać to nie może... przecież jest sąd, policja, sprawiedliwość, prawo na świecie, przecież żyjemy w XIX wieku.... Ale mnie staremu wróblowi, dać się tak złowić na plewę... to nie darowane! po co mi było leźć? po co pisać? po ce się godzić? Gdyby był uderzył... przecie nie każde uderzenie jest śmiertelne... a tu... tu można dostać kataru.... jeszcze tak lekko jak ja będąc ubranym.
Kapitan powoli w ciemnicy zaczął cóś nie cóś widziéć... gdy się z nią oczy oswoiły, ale nie rychło rozszerzyły mu się źrenice i promyk blady światełka padający z góry przez długą szyję, jakoś dał mu rozeznać kwaterę na którą go skazano.
Nie była ona wcale wygodna... cały loszek miał może pięć łokci obwodu, zasklepiony