Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/762

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
202

— Ja się nie skarżę, — rzekł Adolf, — moja w tem zapemne wina, że niespokojne serce nie może sobie znaleźć przystani.
— A twoja ofiara, mój drogi — dodał ojciec, — to jeszcze nic przy naszej! Tyś sierota, myśmy bezdzietni, młodość ma jakie takie nadzieje, nasz wiek już żadnych. Dodaj, że matka dnia niema, by nie płakała, że mnie ciężko i duszno jak duszy w czyscu a my się nie skarżemy. Tak było potrzeba dla twojego dobra. Żeby świat nasz był inny, a człowieka mierzono tem co wart, nie z tego kto go rodzi, na cóżby nam było kłamać i ukrywać się, ale u nas żebyś Salomonem był, to ci ojcowski grzech pierworodny wyrzucać muszą do trzeciego pokolenia...
Adolf zamilkł i spuścił głowę, a Szwarcowa płacząc ujęła go za rękę w milczeniu, a gdy podniósł głowę ujrzał przez wpół otwarte drzwi z drugiego pokoiku ciekawie wyglądającą Basię, która fartuszka koniec trzymała przy oczach, wlepionych w podróżnego.
W jéj wzroku taka była siła rzewna i po-