Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/502

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
202

— Przyznam się panu, że gdybym miał umrzeć z głodu, książki o tem czego nierozumiem, nie napiszę.
— A cóż pan rozumiesz? rzekł z uśmiechem księgarz.
— Niewiele... przetłumaczyć zaś sumiennie mogę to co mi do serca przypada.
— Widzisz pan, to co panu przypada do serca, może nie być w smak czytającym, więc takiéj roboty niech się podejmą ludzie którzy zarobku nie potrzebują, lub tacy, których imie ręczy za coś i prowadzi za sobą. Co panu szkodzi przetłumaczyć jak się robi pasztet, kiedy ja za to płacę? Czy idąc drwa rąbać nie ciężéj by panu było?
— To kwestya, bo bym nie kłamał i nie zwodził.
— Ale tu ja, ja, rzekł księgarz uderzając się w piersi, więcéj kłamię niż pan, a mnie znowu, przyznaję się panu, nie robi to najmniejszéj subjekcyi. Daj się pan namówić, gdybyś pan znalazł mi dobry tytuł i jakąś przedmowę zachęcającą, którąbyśmy postarali się dać gdzie w skróceniu w gazecie, za-