Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/402

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
102

jąc że rozmowa tak pospolitą przybrała barwę...
Zupa i bifsztyk przeszły w głuchem milczeniu, madera dopiero zaczęła rozwiązywać usta i rozpromieniać twarze.
Już się biesiada wśród wzrastającego gwaru zbliżać zaczęła ku sakramentalnym kielichom szampana, gdy z przyległego pokoju w którym także ucztowano, dały się słyszeć szerokie, bujne i głośne śmiechy. Pan Feliks mimo obowiązków gospodarza, baczne na wszystko nastawujący ucho, z przestrachem poznał wśród nich głos Pluty, który bardzo dowodził, i do zbytku już zdawał się ożywiony. Baron także musiał usłyszeć go i poznać, bo się widocznie zmięszał, i jeść zaczął żywo, wzrok topiąc w talerzu... Fryderyk obok będący musiał wchodząc dowiedzieć się o sąsiadach, mógł wnijść podochocony, a wiedziano że nie szczędził nikogo... groziło to historją.
— Tsyt, rzekł Justyn — słyszę głos mi znajomy, jak przez sen przypominam sobie