Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/400

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
100

wszy, niewiedzieć co to jest! Oto ja miałem konie! Będąc w Hiszpanji, naprzykład, dostał mi się raz berberskiéj rasy kasztanek, powiadam wam diabeł nie koń. Jechałem raz na nim ulicą w Madrycie, gdzie, jak wiadomo, pełno balkonów i damy na nich całe przepędzają wieczory, jak na wschodzie po dachach. Jadę tedy i patrzę, śliczna czarnobrewa stoi sobie i spogląda ku mnie, ale tak patrzy, że żelazoby stopiła a kamień płomieniemby się od tego wzroku zapalił, serce się we mnie zagotowało. Zwolniłem nieco biegu, trzymała w ręku właśnie chusteczkę, i w téjże chwili upuszcza mi ją pod nogi na ziemię... był to znak widoczny, że fizjognomja moja przypadła jej do smaku. Cóż ja, myślicie, robię? schylam się, podnoszę, spinam berbera ostrogami, jednym susem skaczę na balkon pierwszego piętra, oddaję chustkę i w mgnieniu oka, nim krzyk przestrachu miał czas z ust się wyrwać, drugim skokiem jestem napowrót w ulicy. Był to początek najczulszego romansu, a koń zdobył mi podobno jéj serce.