Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/143

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
135

kamfora... mylę się, kamfora nie zostawia śladu, a ona po sobie rzuciła pod łóżkiem najstarszą parę trzewików. Przyznaję się, że bardzo mi to było nieprzyjemnie, bo jakkolwiek bądź, i mało piękniejszych kobiet znaleść można, nawet w Warszawie gdzie rojami chodzą, i dużo mnie do licha kosztowała, i byłem się tak przywiązał, że o mało dla niéj nie pomyślałem zostać porządnym człowiekiem; powiadam ci Kirkuć, napadły na mnie takie paroxyzmy cnoty, żem myślał o wiejskiém zaciszu, pracy, ustatkowaniu. Sądziłem, że się przywiąże do mnie, ale co daléj to gorzéj szło, charaktery się nasze nie zgadzały. Wtém drapnęła mi, żem się ani dopatrzył, to tylko wiem, że z oficerem. Czy ten oficer został Jenerałem, co być może, bo i to się trafia, czy ów kochanek ustąpił przez uszanowanie przed wyższéj rangi osobą, niewiem.
— Mnie się zdaje, że ja to będę wiedział, — rzekł Kirkuć. Wiem, że tam było tylko dwóch wojskowych co się jéj losom zajmowali; oficer, który ją wykradł i stary jenerał co się