Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1417

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
203

— Proszę pana, — spytał łapiąc nareszcie gospodarza domu Pobracki, — czy nie mógłbym się dowiedziéć?
— A, mecenasa dobrodzieja....
— Upadam do nóg.
— Do nóg upadam....
Pluta poważnie, z daleka skłonił się milczący.
— Cóż to, jenerałowa wyjechała?
— Jakto? przecież pan mecenas, jako przyjaciel domu, musiałeś o tém wiedziéć?
— Ja, tak, trochę.
— Wyjechała, wczoraj rano jeszcze, dodnia. Widać nagły był wyjazd, bo sprzedała meble i wszystko za bezcen. Gdyby to człowiek był wiedział, samby może nabył, a to tak lada spekulant korzysta, już chciał odstępnego odemnie trzysta złotych. Słyszana rzecz!....
— Ale dokądże?
— A do Petersburga.
— Sama? — pytał Pobracki.
— Nie, z synem.
— Jakto? z synem.
— Czy téż z kuzynem, synowcem czyli