Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
52

— Nie wiem, — rzekł Teoś, — ale zdaje się, że pani Jordanowa musiała miéć słuszne powody do obawy, a szczególniéj podobno to, że w pomoc temu panu przyszedł kapitan Pluta.
— Jakto? to być nie może! — zawołał Narębski, — on z nim był jak najgorzéj! Baron go nienawidził i nie użyłby pewnie.
— Widać że się tam coś zmienić musiało. Pluta na długo zniknął nawet z horyzontu, ale się znowu ukazał.
— A! wszystko to wreszcie być może, — odparł pan Feliks, — ale ja mam powody sądzić, że Pluta nie będzie się w to wdawać bardzo czynnie. Oto jest jego list, — rzekł pokazując Teosiowi pismo. — Chociaż nie mam zwyczaju okupywać spokoju mego od napaści takich ludzi, zmęczony, rozdrażniony, chcąc się go raz na zawsze pozbyć, posłałem mu trzy tysiące. Zkądinąd zaś wnoszę, że choć najmniéj na wiarę zasługuje taki łajdak, ale i on w pewnych razach może słowa dotrzymać. Baron pozbawiony godnego sprzy-