Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
167

straconém właściwie, ale Adolfina była słabą, sama obawiała się siebie, chciała z swych ramion zrzucić odpowiedzialność, przestraszało ją wdanie się kapitana, straciła głowę, zaczęła prawie płakać, zapomniawszy o świeżo pobielonéj twarzy.
Stała tak przy dorożce, nie mogąc się ośmielić z niczém powracać do domu, gdy przechodzący wypadkiem Teoś Muszyński poznał ją o mroku.
— Dobry wieczór? co tu pani robisz?
— A! to pan! to pan! — zawołała Adolfina chwytając go za rękę, — to Pan Bóg mi go tu zsyła.... przybyłam chcąc się widzieć z Narębskim, potrzebuję rady.
Ale w chwili gdy już się wygadać miała, jakaś ją wstrzymała obawa; Teoś postrzegł jéj niepokój i ulitował się nad nim.
— Mów pani śmiało, — rzekł żywo, — co tylko można zrobić, uczynię — znajdę Narębskiego, pojadę go szukać.... wierz mi pani, że im dobrze życzę.... proszę mi ufać.
— Pan kochasz Manię? nieprawdaż? — ode-