Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/116

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
108

— Nie, w billard nie grywam od niejakiego czasu.
— To możeby w co innego?
— Co innego? a w cóż my to innego grać możemy? — zapytał jegomość w chustce czerwonéj.
— No! a w karty? — spytał Fryderyk.
— Tak! no! nie byłbym od tego — ale znowu, przepraszam pana, jestem w podróży i nie tak bardzo z zapasem.
— To nic nie szkodzi, — odparł śmiejąc się Pluta, zawsze coś tam jest.
— Coś, ale z powodu zapomnienia, — dodał nieznajomy, — gdyż jestem bardzo roztargniony, ledwie para złotych.
— Proszę się nie ceremoniować, będziemy grali dla przepędzenia czasu, po groszu, — rzekł Fryderyk.
Spojrzeli na siebie, obu zaiskrzyły się oczy, poznali w sobie graczy namiętnych. Pluta miał sporo grosza, ale nie wahał się rozpocząć gry choć nie mógł wygrać więcéj nad wytartą dwuzłotówkę, — taka jest siła namiętności. I dobył zaraz z kieszeni bocznéj