Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1145

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
145

nie zmarszczyła czoła. Była prześliczną, a co dziwniejsza, przy zmianie wielkiéj, wydawała się niewymuszoną, naturalną, sobą samą.
Wszystko, aż do najmniejszéj drobnostki w niéj, obrachowane doskonale, przyczyniło się do ogólnego efektu, który uderzał artystyczną harmonją całości. Nic nie raziło, nic nie zdradzało wysilenia i pracy.
Około ósméj oznajmiono Pobrackiego i Hunter’a, a pani jenerałowa powoli i poważnie weszła do salonu, z taką majestatyczną postawą, że ów trzpiot, który pierwszy raz się jéj przedstawiał, mimo wielkiéj śmiałości i lekceważenia kobiet, owładnięty został urokiem, jaki niosła z sobą.
Hunter był wysmukły blondynek, wcale nie szpetny, ale z tych ludzi, których młodość wydaje bardzo wielu, typ zresztą wdzięczny, miły, ale mało znaczący.
Jenerałowa z uśmiechem prawie protekcjonalnym go powitała.
— Bardzo mi miło spotkać pana, co za dziwny traf sprowadził go do Warszawy?
Nim Abel miał czas się opamiętać, posadzi-