Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/113

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
105

nie lubił, nimby się co trafiło, począł rozpytywać tego i owego, o mieszkańców, o przejezdnych, pragnąć się rozerwać i zapomnieć może o trosce, która mu na sfałdowaném od wczoraj usiadła czole.
Ale w Garwolinie, na dzień powszedni kto się nie zadowalnia kurantami, rozmową historyczną z gospodynią o przeszłości, i perspektywą rynku i miasteczka nie koniecznie malowniczą, nie łatwo sobie wynajdzie towarzystwo.
Pluta widocznie się nudził i dawał o tém znać światu szerokiém ziewaniem.
Ale pragnący kompanii, prędzéj póżniéj znaleść ją musi — jest to już dowiedziony axiomat, w ostatnim razie można prowadzić rozmowę ze słupem pocztowym, który wybornie słuchać umie i niczemu się nie sprzeciwia.
Była już godzina blisko dziewiąta, gdy ku gankowi oberży — hotelu, restauracyi — cukierni, zbliżyła się bryczka pocztowa wracająca od strony Warszawy, na któréj kontra-