Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
124

— Ale nie! — odparł Oktaw rzucając się na krzesło i trąc czoło, — nie ma nic.
— Śmiało, mów mi, złożę cierpienie na ofiarę Bogu.... — dodała blednąc pani Palmer, i obejrzawszy się w koło, lekko pocałowała go w czoło.
Pobracki drgnął; teraz gdy téj kobiecie zaczynało grozić ubóstwo, o wiele zdawała mu się mniéj piękną i daleko jakoś starszą.... Poniósł do ust rękę białą i milczał.
— Nie jestem przecież dzieckiem, — odezwała się Julja, — nie zemdleję ci.... poczynam się istotnie trwożyć.... mów mi otwarcie, Oktawie — jest coś bardzo złego?
— Dotąd bardzo złego nie ma nic, — rzekł prawnik dobywając list z kieszeni, — ale patrz pani co mi donoszą ze stolicy.
— Ze stolicy! — powtórzyła pani Palmer, chwytając papier, — ze stolicy.
Twarz jéj zbladła jak marmur, usta zaczęły drgać, oczy pobiegły po papierze, cios był dla niéj najstraszniejszy.... czuła że cała jéj przyszłość, siła, nadzieje opierały się tylko na majątku, majątek ten był zagrożony! Uwodzić