Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1117

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
117

nek to skarb, może, powiadam ci, ożenić się z nią, byle go prowadzić umiała, a dla takiéj perspektywy, coś przecie warto poświęcić. Co się tycze Narębskiego, to — ciemięga.
Adolfina głową trzęsła.
— Róbcie wy sobie co chcecie, a z tego nic nie będzie, — rzekła śmieléj, — ona nie zechce, ja nie chcę, to darmo.
— Ale posłuchajże, kobieto uprzedzona, — podchwycił Pluta. — Ja cię do kryminału nie namawiam, ułatwić mu poznanie, widzenie się, przypodobanie. Dziewczęciu zawróci się głowa.... cóż my winni?
— Nie chcę.
— Pamiętaj, że baron ma cię w ręku, a ja także....
Jordanowa zbladła, zakryła twarz i zaczęła płakać.
— Na łzy kobiece ja jestem bardzo wytrzymały, — rzekł kapitan, — płacz nie płacz to mi wszystko jedno, bylebyś zrobiła co chcę, a zrobić musisz. Gwałtu nie popełnim przecie, a rozumnie rzeczy pokierować trzeba.
Projekt mój jest taki: baron ma posiadłość