Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/1114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
114

— Z temi oczkami ślicznemi? z tą buzią koralową?
Adolfina uczuła się nieco przejętą, miała ochotę zarumienić się nawet, ale róż i bielidło nie puściły na twarz téj oznaki wstydliwości.
— Stary pochlebca! — rzekła.
— A! otóż w czém sęk; myślisz żem stary, — podchwycił, — jest to fałsz wierutny, teraz dopiero jestem w pełni sił i zdrowia, spojrz na mnie. Z daleka nie dają mi więcéj nad lat trzydzieści, z bliska nie mam czterdziestu, a wewnątrz czuje tylko dwadzieścia pięć! Słowo!
Adolfina spojrzała, nie śmiała zaprzeczyć, kapitan jednak wydał się jéj jakby miał, zewnątrz przynajmniéj, więcéj daleko.
— No! — dodał widząc, że stanowczéj odpowiedzi nie otrzyma, — masz trzy dni do namysłu, a teraz przystąpim do innego przedmiotu. Wiadome ci są zapały i projekta barona Dundera?
P. Jordanowa, która sądziła, że nikt się ich w święcie nie domyślał, zaczerwieniła się mocno.
— No! ja wiem o wszystkiém, nie ma co