Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/107

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
99

już nikomu w świecie wierzyć nie można.... Ale dla czegoż całą noc spać nie mogła, i raniéj wstać kazała — i ślady łez ma na oczach?
Biedaczka! musi za cudze pokutować winy.
Monolog o białym dniu na tém się skończył — i zdaje się, że panna Adelajda mocno zachwianą została w swoim systemie na stronę siostrzynego — z powodu uwag jakie nocą uczyniła.
Nazajutrz rano, głębsze jeszcze mgły jesienne padły na równiny i lasy, zwiastując że z poza nich dobędzie się jasne, blade słoneczko nasze około południa, i spojrzawszy tylko na upragnioną jego promieni ziemię, w czerwonych wyziewach zachodu się utopi.
Chłód był przejmujący, wilgotny... chwilami wiatr wionął po polach i suche łodygi traw i chwastów jakoś cmentarno szeleściały.
Jeszcze o mroku przeddziennym przedłużonym tém mglistém powietrzem ciężkiém, około poczty i hotelu zawczasu krzątać się poczęto; pocztyljoni chodzili z latarniami około powozów i Bzurski rad nie rad po śnie cięż-