Strona:PL JI Kraszewski Kopciuszek.djvu/102

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
94

winien, coś był mężczyzną i widział przyszłość dla mnie zakrytą?
— Winienem, ani myślę się usprawiedliwiać — alem srogo też za mój grzech przypłacił, i dziś może ze wszystkich kar dosięga mnie najboleśniejsza... gdy widzę co z ciebie Juljo los uczynił.
— Nie los, ty...
— Tylko ja? — spytał z uśmiechem boleści mężczyzna.
— Ty jeden, ty pierwszy!!... ty! ty! Myślisz, — dodała, — żem szczęśliwa, żem spokojna, że dotąd jeszcze piętna sromoty i pamięci przeszłości nie noszę.
— Tak! dźwiga je nie serce, ale duma na jego ruinach wyrosła, rzekł Feliks; — ale dość... nie mamy co mówić z sobą, wymówki z ust moich byłyby niegodne mnie i dziecka tego, które jest aniołem. Juljo! Juljo! widzimy się zapewne raz ostatni, nie daj ci Boże nigdy w życiu doznać tego co ja dzisiaj doświadczyłem. Biedne dziecko! rzekł po cichu, — mieć matkę, mieć ojca, i płakać na sieroctwo, i pozostać na łasce.