Strona:PL JI Kraszewski Jeden z tysiąca from Ziarno 1889 No 10 1.jpg

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
JEDEN Z TYSIĄCA.
przez
Józefa Ignacego Kraszewskiego.
(Dalszy ciąg.)

W miarę jakeśmy się zbliżali do znanych mu okolic, łzy coraz częściej kręciły mu się w oczach, stawał się coraz winniejszym, czulszym, nareszcie poprzyjaźniwszy się ze mną, chciał zabrać mnie z sobą abym był świadkiem powitania z ojcem, starą matką i siostrami.
Oparłem się temu, mając czas wyznaczony i ani godziny do stracenia.
Pojmowałem jego uczucia, choć na sobie ich doświadczyć nie mogłem, sierota, nie miałem własnego domu ni kąta, przebłądziłem z tobą matuniu moja dzieciństwo, potem sam błąkałem się w młodości po cudzych progach siejąc pamiątki. — Dziś myślą ciebie nawet nie wiem gdzie szukać, bo nie znam miejsca, w którem obrałaś mieszkanie... tęsknię tylko po ostatniej stancyjce którą zajmowałem, po towarzyszach moich, po tobie...
Ale nieprawdaż kochana matko, że gdy raz profesorem zostawszy, usadowię się na dobre we własnym domu, przybędziesz do mnie i mieszkać będziemy razem: Godziż się to, żebyś starość swą pędziła u cudzych, gdy syn będzie ci mógł własną pracą zdobytą dać kawałek chleba? Ty mi nie chcesz być ciężarem, powiadasz, ja o ten ciężar drogi proszę, bo mi z nim dopiero lekko będzie!
Takeśmy przebyli drogę, prześmieli się i przepaplali, na ostatniej stacyj mój towarzysz koni się nie doczekawszy, pobiegł piechotą na prost do wioski, której szare chaty widać było za krzakami w oddaleniu, ja sam już z bijącem sercem wjechałem do mojej stolicy.
Nieznałem wcale miasta tego, alem też nie wyobrażał sobie, żeby tak piękne być mogło. Położenie wesołe, wzgórzyste, rzeka w łożu skalistem, gaje brzóz zielonych wkoło, dużo życia i ruchu.
Przedmieścia nawet całe w sadach i ogrodach ze schludnemi domkami, uśmiechają się mile... Na wielkiej rozsiane przestrzeni miasto wydaje się ogromnem, kilka kościołów panują nad niem, a mury porozrzucane nadają mu doprawdy bardzo poważną fizyonomię. W środku prawda jest to raczej zarys miasta niż rzecz skończona i cała, ale znać, że to się bardzo prędko wypełni. Domów mnóstwo pozaczynanych, inne się kończą, innych fundamenta budują... młode to ale widać że krew płynie i rośnie a rosnąć będzie...
Nawet twarze mieszkańców jakieś miłe, spokojne, uczciwe, a że to jeszcze nie to wielkie miasto, gdzie wszyscy dla siebie obojętni, ale miasteczko w którem się wszyscy znają, są w stosunkach i styczności, bardzo miło mi było spostrzedz uczynność, ochotę pomożenia i serdeczność w mieszkaniach. Dopytałem się łatwo do tymczasowej gospody, nająłem izdebkę, i wieczór spędziłem na oglądaniu, na gapieniu się...
Nazajutrz rano o dziesiątej, ubrany w vice mundur nowy i od stóp do głów przyodziany świeżo, z cale dobrą miną, poszedłem zaprezentować się dyrektorowi szkoły.
Mieszka on w samem Gimnazjum, na piętrze i wcale wygodnie, a znać to jako najstarszy musi grać pewną rolę, bo dobry kwandrans po zameldowaniu czekać musiałem póki mnie dopuszczono do niego.

(Dalszy ciąg nastąpi).