Strona:PL JI Kraszewski Cztery pory roku 03.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

barania ledwie od niego ochronić może. Cierpliwości! czekajmy! Powietrze przecie już znacznie cieplejsze, chmury pokładły nowe sukienki garnirowane białemi falbankami. Kiedyś nareszcie śliczna wiosna przyjść powinna. Z lasu przyniesiono pierwiosnki, ale wszystkie prawie mają nosy poodmrażane, — pieszczochy!! o południu, jednego dnia zrobiło się aż gorąco — ha! to już przecie coś znaczy! dzieci powybiegały do wilgotnego ogrodu po katar; starsi zaopatrzyli się w febrę dla przyjemniejszego spędzenia czasu. Około wieczora skwar zakończył się gwałtowną burzą i deszczem, który z gradu przeszedł w śnieg cale przyjemny. Nazajutrz przymrozek i zimno djabelskie. Pomimo to, co rosnąć powinno czując się do obowiązku, na gwałt z ziemi dobywa i ufne w kalendarz, idzie przebojem! Wiatr tymczasem dmie z północy, wszystko się poostrzyło na polach; w kilka dni sucho, pył, zimno znowu. Drzewa jednak zaczynają pękać; cóż mają robić, choć słońce jak malowane, świeci a nie grzeje... Otóż i Maj! chwała Bogu! Tylko że kożucha nie sposób zrzucić jeszcze. Zimno, bo mają kwitnąć głogi, zimno bo kwitną jabłonie, zimno bo zimno.... Gardła puchną, febry się radują, china uszczęśliwiona także, aptekarze zacierają ręce, katar w najlepsze się rozgościł — aż na ostatek i koniec tego ślicznego Maja.