Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 4 page 53 part 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Prosić Jegomości.
Chłopak w liberji widocznie na wzrost robionej, pospieszył tak, żem mógł po jego chodzie poznać, iż kuzynka była panią w domu.
W pięć minut, z zapomnianem piórem od rachunków za uchem, wtoczył się okrągły, burakowo rumiany kasztelan, a z uścisku którym mnie jako powinowatego zaszczycić raczył, mogłem się przekonać, że go nie darmo gwoździkiem przezwano.
Był małomówny, ale usiłując twarzą okazać, że słuchał i rozumiał, miał zwyczaj to oczyma, to gębą, to wąsami, to czołem mrugać, pociągać, wykrzywiać. Niekoniecznie go to upiękniało, zwłaszcza że i natura nie wysiliła się na nadanie mu piękności. Oszczędny w słowach, zastępował je nietylko temi migi, a niekiedy zdawkową monetą jednosylabowych wykrzykników, których miał zapas niezmierny — Eh — Oh — Ah? Uf!... Ba! Hę? i tym podobne sypały się obficie. Tym sposobem rozmowa nie wielkim kosztem się podsycała.
Tym razem czy był zmęczony, czy mnie badał; ale nie powiedział prawie nic a przecież doskonale się z nami porozumiał i natychmiast kazawszy sobie podać karetę, (inaczej nie jeździł jak karetą) ruszył do Kasztelanica. Podziwiałem sposób zręczny, łagodny, trafny, w jaki gospodyni go zażywała... zupełnie jak jeździec miękkoustego konia... co mu ledwie licem da znać, czego chce, a już się zawrócił...
Pocałowałem ją w rękę dziękując. Już spisek był ułożony, gdy panna Wiktorja wróciła, nic nie wiedząc co się stało.




Wchodzę nazajutrz rano do Kasztelanica a ten mi palcem po nosie grozi.
— A! to ty intrygancie! Aleś się niepospolicie uwinął! Zrozumiałem ja robotę. Bóg ci zapłać. Dla twej pociechy, nie będę się bardzo trzymał form, których też Gwoździk nie zna tak dalece i dziś jadę z rewizytą.
— O której? — spytałem — boć wiedzieć powinienem, życząc sobie was tam zastać.
— No, to popołudniu, ztamtąd was zabiorę do siebie i ruszamy na kurczęta w aleje.
— Te dni — rzekłem — już są wam poświęcone, róbcie ze mną co chcecie.
Nie długo bawiąc wyszedłem, aby liścikiem dać znać kuzynce godzinę i zapowiedzieć odwiedziny nasze. Bałem się, żeby nam panna Wiktorja nie wyszła gdzie.
— O! kochani państwo moi — rzekł tu Rotmistrz wzdychając — są przepisy na przechowywanie owoców, warzywa, mięsa, słodyczy i goryczy, od stęchlizny, pleśni, kwasu i zgnilizny; — a jak to trudno w sercu przechować uczucie długo, i co to się z niem tam dzieje!!
Ba! mości dobrodzieju! zależy to od serca; trzeba żeby było niezakwaszone a czyste, a suche a ciepłe, to się w niem ostoi ta wątła rzecz, którą uczuciem zowiemy.
Szedłem myśląc o tem sobie — a już wówczas lubiłem się patrzeć na ludzi z boku gdyby na scenę. Boć i to bywa, że w sercu uczucie będzie pod niebytność przedmiotu co je obudził rosło, potężniało, puści porostki, a gdy z rzeczywistością się spotka, na świeżem powietrzu umrze...
Kochali się to prawda, niewidząc, myślałem: a co będzie gdy się zobaczą? gdy po wierzch tej czułości, przyjdzie przypomnienie urazy i winy??
Ale niech to już tam Pan Bóg pokieruje jako wola Jego.
Poszedłem wcześniej. Panna Wiktorja, która o mnie jednym była zawiadomiona, przybiegła z robótką w ręku,