Strona:PL JI Kraszewski Czarna polewka from Dziennik Literacki Y 1868 No 1 page 3 part 1.png

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

...U nas bywało gdy taki gracz począł historją, co to go znano że powiedzieć umiał, jak mak siał, tchnąć nikt nie śmiał żeby mu nie przerwać. Wam dziś dość zgrubsza obciosanej kłody, byle mocno w łeb...
Ale nagderawszy, rotmistrz poczciwy się potem ulitował i coś nam pięknego z owych czasów dawnych opowiedział. Tylko że gdy potem się chwaliło historją, a ktoś poprosił żeby ją powtórzyć, ani sposobu, wyglądała gdyby inna. Dziwić się samemu przyszło, jaką on jej dał przyprawę, żeby tak smaczną się stała.
Raz, jak dziś pamiętam, było to jakoś zimą między świętami Bożego Narodzenia a Nowym Rokiem, zebrało się osób dosyć, ale wszyscy swoi. Rotmistrz przy wieczerzy był w takim humorze jakeśmy go dawno nie widzieli. Dali czarną polewkę z zająca, nie była to owa sławna, która u nas znaczyła odprawę, bo tamtą robiono z gęsi i podpalano umyślnie na tę barwę smutną — jednak gdy przyszła na stół, zaczęto żartować, wspominać o czarnej polewce, o dawnej kuchni i obyczajach dawnych. Każdy tam coś swojego dołożył. W takich to poufałych rozmowach szczepiły się tradycje z pokolenia w pokolenie, ludzie uczyli o ojcach i dziadach.
Dosyć że te rozmowy wywołane juszką z zająca trwały do ostatka wieczerzy, rotmistrz sam kiedy niekiedy słówko dorzucił, aż gdyśmy już ustawali, dziaduś, który też miał nad rotmistrzem pewną władzę, bo się kochali bardzo, odezwie się.
— Panie Sebastjanie, a żebyś też ty im powiedział tę historję o Cześnikównie i czarnej polewce, którąś mi raz był łaskaw... pamiętasz?
— Ale podkomorzy dobrodzieju! — przerwał rotmistrz — to historją długa, a słuchacze gorąco kąpani, i godzina spóźniona. A co im potem! czy to co ciekawego, dla nas starych i najmniejsza rzecz z przeszłości relikwia, a dla nich...
— Nie krzywdź że ich człowiecze! — zawołał dziadek.
Obiegli wszyscy rotmistrza, a była panna Anna i Marynka i Zuzia, które on lubił, bo mu w oczach wyrosły, te jak się do niego wzięły, jak matka poparła, pan Sebastjan siadł, nakazał silentium jak w refektarzu, wszyscy się poumieszczali gdzie kto mógł i życzył. Dziadek trzy razy w ziemie stuknął, a pan rotmistrz począł w te słowa.




Byłem wyszedł z palestry a miałem do wojska wstępować i dopierom się ekwipował, gdy mi wypadłe z powodu familijnych interesów, jakiś czas przebyć w domu pana Cześnika Drużyny. Był mi on po matce bliskim krewnym, mieliśmy u niego kapitaliku resztkę, a ta właśnie przeznaczoną mi była na wyprawę. Tym czasem wlokło się z dnia na dzień, żem jej odebrać nie mógł. Obiecywano mi, przyjmowano serdecznie, polowałem w lasach, sąsiedztwo było miłe, nie takem to się bardzo skarżył.
Nie do uwierzenia by to się wydało nie jednemu, żeby Cześnik, bogaty pan co się zowie, tych paręset dukatów nie miał i dostać nie mógł, ale to był dom, jakiegom już potem nigdy w życiu nie spotkał. Istna wieża Babel.
Sam Cześnik człowiek najpoczciwszy w świecie, do rany go było przyłożyć, ale miał manją, co u nas nazywano ćwieka... zachorował na statystę i polityka.
Zkąd mu to przyszło około czterdziestu kilku lat życia, nikt nie wiedział, zrodziło się nieznacznie, rosło coraz, a pod ostatek właśnie w tym czasie kiedym ja po mój dług przyjechał, Cześnik był już opętanym polityką... zupełnie.
Mówiono że z tęsknoty po śmierci żony, rzucił się w te gazety i książki, i w nich utonął. Człek był serdeczny, ale