Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
51

Starsze panie, których oka to nie uchodziło, uśmiechały się z tych manewrów, chociaż zazdrość ściągała im usta.
— Kochana księżno — szepnęła do gospodyni w czasie wieczerzy hrabina Z. — zmiłuj się, powagą swą, odpędź tego biednego młokosa Rudolfa od tej świeczki, bo sobie skrzydełka poopala. Nie odstępuje od niej. Stara księżna Zofia powierzyła go mojej opiece, a ja napróżno mu grożę i ruszam ramionami. Biedna jego babka, gdyby widziała jak lgnie do tej cyganki (nieprawdaż że podobna do cyganki?) — omdlałaby, rozchorowała się ze strachu. Nie zapominajcie, jakie miłość czy pasya bezrozumna w domu tym porobiła spustoszenia!
— Ale niema bo się czego obawiać — odpowiedziała księżna uspokajając — niech się dzieciak trochę zabawi i potrzpiocze. Jutro powróci do swej służby i regimentu, a tej czarnobrewej więcej widzieć nie będzie.
— Tak sądzicie? — niedowierzająco zawołała hrabina. — Jakże wy dobrodusznie zapatrujecie się na świat i ludzi! Mogłabym założyć się, że, jeśli się temu w czas nie zapobieży, biedne książątko oszaleje, bo dziewczyna kokietka i okrutnie śmiała pod pozorem naiwności, której nie ma.
— Ale Rudolf dzieciak, młodszy pewnie od