Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/404

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.



XV.

Dzień był bardzo piękny, słońce świeciło na niebie bez chmurki...
Przed dawnym Radziwiłłowskim pałacem, do niepoznania przerobionym, u żelaznej kraty oddzielającej podwórzec od ulicy, stał tłum ściśnięty, niemy, który mnodzy konstablowie piesi i konni z trudnością starali się w pewnem utrzymać oddaleniu.
Nadchodziła godzina, o której dyplomaci zwykli się byli na kongres zgromadzać. A że członkowie jego mało się światu pokazywali, ci, których piekła ciekawość grzeszna, przybywali choć tutaj, u bramy podwórza nasycić ją, pobieżnie schwycić rysy tych ludzi, którzy przedstawiali państwa i mieli krajać ziemie jak placek — dla głodnych.
W tłumie tym ulicznym, niekoniecznie sam uliczny żywioł przeważał, były w nim reprezen-