Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/356

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
10

Mury stanęły, a ludzie do nich nie przyszli; prawda że okolica pociągnąć ich swym urokiem nie mogła.
I znowu pustynia...
Na ostatek widać wysokie fabryk kominy, czuć swąd węgla — mury poczerniałe sterczą dokoła...
Dworzec kolei na którym wysadzono podróżnych — stał prawie pusty, niepozorny, ubogi, tak że Rolina spodziewająca się wspaniałości, oburzoną została. Nie chciała wierzyć że przybyli do stolicy; pojąć nie mogła tego zaniedbania i prostoty obyczaju. Wszystko, począwszy od posługaczy do powozów, wydawało się jej tak biednem, a ruch dokoła tak powolny i bez energii?
Po Wiedniu, na jego skalę, nie do wiary małe wszystko było i biedne.
Miasto zdala wyglądało ściskiem murów bez charakteru, rzeka która tędy przepływała, tak smutna jak jej brzegi.
Szczęściem na tej stacyi tak zabrukanej czekał na pannę pułkownikównę, nie amerykanin wprawdzie, ale wysłaniec jego, młody anglik, długi, suchy — chustką białą trzymaną w ręku dający się poznać.
Był to tymczasowy rządca najętego domu,