Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/188

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
184

je po monarszemu — wychodzi... Szmer rozmów żywych, przerywają oklaski nowe, bez końca.
Baron St. Foix, który, jako francuz, jest nader wrażliwym a uniesieniu ogólnemu posłusznym — odwrócił się, widział za sobą już Rolinę.
Ona także, choć gra na niej nie zrobiła wrażenia, bo myślą była gdzieindziej, musi być zachwyconą — zwłaszcza że jej z tem do twarzy. Oczy jej błyszczą, usta się śmieją z za różowych warg ukazując ząbki perłowe, policzki szkarłat krasi — jest cudnie piękną. Wiele oczów teraz zwraca się na nią. Ona nie widzi ich, ale czuje. W swoim rodzaju jest także wirtuozem, umiejącym grać na całej gamie ludzkich uczuć...
Baron pochyla się ku niej przez krzesła, rad że może pokazać wobec tylu świadków, swój stosunek z tą pięknością, o którą dopytują ciekawi.
— Dawno, bardzo dawno nie widzieliśmy pani — odzywa się St. Foix. — Szukaliśmy ją wszędzie, nigdzie nie mogąc jej znaleźć...
Rolina się uśmiecha. Tłómaczy się, że do świata nie czuje się stworzoną, woli ciszę domową (oczy jej kłam ustom zadają), i kończy tem, że tylko niezmierne pragnienie posłyszenia tej czarującej egzekucyi, mogło ją wyciągnąć z zacisza.