Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/173

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
169

kszyła. Ściśnięcie ręki, czulsze wejrzenie, słówko dwuznaczne — zgoiły rany. Adam znowu pewnym był że go kochano, że zazdrość jego i niewiara były zbrodnią, to co ojcu donoszono, potwarzą, co mówiła Boehmowa niechęcią.
Powróciwszy do domu Rolina nie miała nic pilniejszego nad opisanie szyderskie Balbinie, sceny porannej z Morimerem. Bawiło ją to, chwaliła się przed nią, że wyłajawszy rozkochanego, zmusiła go do przepraszania.
— Tak, raz ci się to udało — odezwała się Balbina — ale podejrzenie może powrócić, ma ono tę naturę że odrasta, będzie cię szpiegował... Jeśli chesz go zatrzymać... bądźże ostrożną.
Rolina ramionami podrzuciła pogardliwie.
— I cóż? — odparła. — Zobaczy mnie przechadzającą się z Don Estebanem? Cóż to dowodzi?
A! moja Balbino — dodała wesoło — zapomniałaś już chyba czem są ci mężczyźni! Oni, gdy są raz rozkochani na dobre, gdyby nawet widzieli i słyszeli coś bardzo przekonywającego, póki trwa namiętność dadzą sobie zawsze wytłumaczyć że ich oczy, uszy i rozum omylił. Można im wmówić co zechce kobieta!
— Struny jednak zbyt wyprężać nie życzę — szepnęła towarzyszka.