Strona:PL JI Kraszewski Bez serca.djvu/154

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
150

zbliżył się i do piersi go przycisnął. Surowość ustąpiła, z czułością matki tulił go do siebie...
— Niestety — rzekł ciszej — wiem jak bolesny cios ci zadałem; ale spełniłem obowiązek lekarza, który, pomimo krzyku chorego, wrzód wycina.
A! dziecko moje! i ja żyłem, i jam był młody, i ja ulegałem nieraz tej fascynacyi którą piękność wywiera, gdy młodość żądną jest tego, co się nazywa miłością. Ubiera ona wówczas ideał we wszystko to co ma w sobie. Ale jakże potem rychło rozwiewają się złote promienie, bledną barwy i blaski, i — zostaje tylko szkielet wstrętliwy.
Jedź do Włoch, dziecko moje.
Możeby lepiej było ażebyś kogo wziął z sobą. Wybierz sobie towarzysza, daję ci zupełną swobodę; mógłbyś na swój koszt wziąć ubogiego artystę.
Uśmiechnął się żartobliwie.
— Choćbyś nawet wziął artystkę! nic nie powiem! — dodał w żart to obracając.
Adam stał jak zdrętwiały, nie słyszał nawet ostatnich słów ojca.
Wszystkie szczegóły, nazwiska, które przed chwilą tak nielitościwie Salomon mu wyliczał,