Strona:PL Józef Weysenhoff - Erotyki.djvu/036

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.
1.

Znowu lato, jak niegdyś, i czas poobiedni —
Gwarzymy w spadającym na salon półmroku
Tak cicho i wesoło, tacy sami jedni.
Mniej mówiąc, niż czytając wzajem oko w oku.

Przyniesiono ożyny z niedalekiej wioski,
Jadłaś świeże jagody zamiast modnych pralin,
A mnie do głowy przyszedł wiersz Mickiewiczowski:
„Ożyna, czarne usta tuląca do malin“...

Zciemniało.
— Dziś zaśpiewasz jaka piosnkę nową,
Albo dawną, jak niegdyś?
— Zaśpiewam dziś chętnie.
Więc się napełnił pokój grą fortepianową
I głosem twym przez ciemność dzwoniącym namiętnie.