Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 04.djvu/141

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Podole, unosząc z sobą niezaspokojone zemsty pragnienie.
Sąsiedzi poprzyjaźnili się jak najserdeczniej z Balami w ogólności i ze Stanisławem, którego się odtąd lękano jak ognia. Stary Bal mógł jeździć, gawędzić, przyjmować i zeszlachcił się i zwieśniaczył zupełnie, tak że gdy opalonego i ubranego po wołyńsku nie poznawali starzy przyjaciele Warszawscy, nadzwyczaj był z tego szczęśliwy. — Zajmował go domek w Hoczwi, ogród który zasadzał, ulepszenia które robił w majątku, gospodarstwo, nawet plotki powiatowe, w które już wtajemniczony powtarzał i komentował.
Zimową porą przejeżdżał się do Warszawy gdzie zwykle zabawiał do wiosny i już grzęznąc po drodze na pierwsze pączki zielone do swej pustelni powracał. Byłby z niej może, tęskniąc za żoną, częściej się wyrywał, gdyby drugiego roku po osiedleniu w Zakalu pani Balowa nie pożegnała się ze światem, przez który przeszła tak cicho, jak przechodzą anieli, że ich nie widać i nie słychać.
Ta strata bolesna zmieniła bardzo i zestarzała pana Erazma, który coraz większego wstrętu nabierał do miasta i już się tam prawie nie pokazywał. Całą jego zabawą było wózkiem jednokonnym na objad i wieczór pojechać do Zakala, by się nacieszyć synową ukochaną, wnukami i posprzeczać ze Stanisławem, bo z nim o każdy kołek w płocie sporzył, chcąc zawsze sam kierować wszystkiem co się działo w Zakalu.
Raz w rok Strumiszowie także przyjeżdżali na wieś odwiedzić ojca i Stanisławów, wioząc z sobą mnóstwo fraszek tych, które wymyślało miasto, a które są taką na wsi pociechą i zabawką. Wkrótce z Warszawy po-