Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Złote jabłko 01.djvu/078

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

można... a prędko.
Zrębski nie czekał więcej, pochwycił czapkę, kij, skłonił się niziuteńko i wychodząc już, szepnął na ucho panu Balowi, który pływał w obłokach różowych marzeń.
— Jeśli się to uda, będziesz pan miał złote jabłko!
— Złote jabłko! złote jabłko! powtórzył machinalnie, wielkiemi krokami mierząc pokój pan Erazm. A sama wieś to już szczęście! Poeci znają się na takich rzeczach, a nie ma poety coby wsi nie opiewał! Kochanowski, nikt nie zaprzeczy, człek z głową, napisał te słowa: wsi spokojna, wsi wesoła! Cnota na wsi, szczęście na wsi, wszystko na wsi, a w mieście błoto i utrapienia! Wyjedziemy tedy na wieś, marzył dalej, wszyscy a wszyscy; odetchnę ja tem powietrzem orzeźwiającem, spocznę; Ludwice nawet na jej słabe piersi to posłuży. Trzpiotek mój, Lizia, znajdzie tam sobie jakie hrabiątko, co się z nią ożeni! Balowie nie dziś z pierwszemi w kraju domami połączeni; pochodzim od książąt Massagetów! to ludzie wiedzą. Stanisław weźmie jaką gołą mitrę, a gdyby chciał, mógłby i z pieniędzmi, ale to głowa romansowa!! Przyjadę potem do Warszawy pokazać ludziom co z nas będzie! O! o, wszystko z siebie zrobić potrafię! Będę gospodarzem! Będę panem dobrym dla ludzi — będę sąsiadem serdecznym dla panów szlachty! potrafię i z magnatami, Balowie się z tem znali!
Na te rozmyślania, które mu twarz rozpromieniały, weszła pani Balowa ze swą spokojną a smutnawą postawą, chcąc spytać o zdrowie męża, który podskakiwał po pokoju; zdumiała się trochę, choć te wybryki bardzo się przytrafiały panu Erazmowi. On się odwrócił do niej z uśmiechem szczęścia na twarzy.