Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/97

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Chorążyc przybył na Święta Wielkanocne do Zamiłowa, gdzie nań jak zawsze oczekiwano i wyglądano przyjazdu z niecierpliwością.
W ciągu tego roku stary ojciec jego, jak to podżyłym ludziom, co się długo dobrze i krzepko trzymają, trafia często, nagle był na zdrowiu podupadł. Przyczyna choroby była mało znacząca, jakieś przeziębienie; choroba sama nie miała charakteru groźnego, skutki jej okazały się daleko smutniejsze niż przewidywano. Przeleżawszy długo w łóżku, pan Eliasz wstał z niego o kiju, nogi mu brzękły, osłabiony był znacznie. Biedna Chorążyna zalewała się łzami, on zaś sam jak nigdy wesołego udawał, żartował i usiłował dla uspokojenia żony ukryć cierpienie.
Czuł jednak dobrze, że się koniec zbliża i starym obyczajem, nie trwożąc nikogo, ze spokojem umysłu i przytomnością wielką rozporządzał zawczasu wszystko tak, aby, uchowaj Boże czego, Jejmości oszczędzić kłopotu, zostawić w porządku interesa, obmyśleć nawet pogrzeb własny, oszczędzając biednej Elżusi wszelkiego zachodu.
Z tą delikatnością jaką tylko wielka daje miłość i moc charakteru, Chorąży czynił przygotowania te tak, ażeby się ich nawet Elżunia nie domyślała.
Stary Pius i ks. Zatoka jedni byli wtajemniczeni i do pobożnego kłamstwa dopomagali.
Ksiądz na próżno usiłował dowieść, że nic tak pilnego nie było.
— Pan Chorąży bo się trwożysz na próżno — mówił doń sam na sam — nogi odejdą, siły wrócą, będziesz zdrów jak ryba, a to wszystko tylko próżna troska.
— A dajże bo mi Jegomość spokój — odpowiedział z półuśmiechem Chorążyc. — Da Pan Bóg zdrowie, niech będzie imię Jego błogosławione, każe się stawić przed swój trybunał, stań się wola Jego. Ją się bynajmniej nie trwożę, a no potrzeba, na wszelki wypadek, zostawić rzeczy w porządku... Biedna Elżusia i tak będzie miała przez wierzch głowy do roboty, trzeba jej oszczędzić troski.
Cóż to szkodzi, że się ład zrobi?...