Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/81

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Kobieta przestraszona broniła mu się jak mogła, znając go z przeszłości, wreszcie zdała się już ulegać i zgadzać na wszystko. Trwoga ją zmogła.
Układano się tym czasem, próbowała jeszcze Eudoksja okupić się od niewoli, Jewłaszewski nie przyjmował żadnej ofiary, trzymał się prawa.
W Wasyliewie nie znalazłszy doradcy, kobieta tak jak ze świecami udawała się do wszystkich świętych i błogosławionych w pieczarach i po cerkwiach, tak myślami szukała między tymi, których poznała w Kijowie człowieka, co by ją mógł ze szpon Jewłaszewskiego ocalić.
Przyszłe życie z tym człowiekiem, gdy myślała o nim, wydawało się męczarnią, miała zostać z pani niewolnicą, skazaną na wieczne wypominanie przeszłości, na surowe zamknięcie w domu... Kto wie? na niedostatek może?
Tonący brzytwy się chwyta. Chodząc myślami po ludziach, do których listy swoje przywiozła i poznała ich w Kijowie, wpadła na ostatek na myśl zwierzenia się Radcy Jabłykinowi. Był to człowiek, który niegdyś żył w przyjaźni z przybranym mężem Eudoksji. Znajomość z nim, odnowiona teraz, sięgała lat dawnych. Ponieważ Jabłykin rzadko do niej przychodził, bo był teraz na wysokim stanowisku i tylko przez pamięć dla przyjaciela jego przyjaciółkę odwiedzał, posłała do niego Anuszkę z zaklęciem, aby przybył na chwilę rozmowy.
Jewłaszewski bywał co wieczora. Radcę więc w dzień koniecznie proszono.
Człowiek był poważny na oko, w prywatnym życiu lubiący wygódki i wesołe towarzystko, dobrego serca, małej głowy, a wielkiego poszanowania dla praw i formalności z nimi związanych. Lat już około sześćdziesięciu, a nierad, by je na nim czytano, zawsze wygolony świeżo, dosyć otyły. Radca stęknął, że musiał wśród dnia na pierwsze piętro się drapać po ociążającym śniadaniu.
Przyjęto go tu ze czcią wielką, posadzono wygodnie, a Eudoksja zaczęła od tego, że padła przed nim na kolana, na cienie nieboszczyka zaklinając, aby ją, biedną sierotę, ratował.
Łzawe było opowiadanie przeszłości, bolesna spowiedź, bez której obejść się nie mogło. Radca słuchał z uwagą natężoną.
W czasie powieści ruchy rąk tylko oznajmywały, iż stary wątpił, aby Eudoksyą ratować było można.
— Sprawa wasza ciężka bardzo, nie zgryźć jej jak orzech ani wyplunąć jak skórynkę chleba... Wszystko zależy od tego człowieka, jaki on jest i czy z nim co zrobić można, jak nic, poddać się potrzeba...
— A uciekać za kraj świata! uciekać! — zawoła Eudoksja.
— Zapewne — rzekł Radca — gdyby można, czemu nie? Myś-