Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/72

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Młodą, prostą kozaczą dziewczyną, dla krasy mnie ten człowiek zaślubił — przyznała ze łzami Eudoksja — byłam dzieckiem, gdy się to stało, a nie rozumiałam nic, tylko że panią będę, bo Jewłaszewski miał kawał ziemi, a kto wiedział, co ona była warta. Jemu wprędce sprzykrzyła się i wieś i żona. Chciał dalej w świat, wypominając mi, że ja mu byłam kulą u nogi, kamieniem u szyi.
O! że ja tam duszy nie wypłakałam, że nie umarłam, że nie poszłam się utopić, Bóg tylko łaskawy ratował.
Nie chciał mnie znać za żonę, wypominał, że ślub był zły, że my lat nie mieliśmy, że i świadków i zapisu nie było. Pędził mnie z domu, aż wygnał.
Poszłam ja ze łzami, sama nie wiedząc dokąd, bo już rodziców nie było, a braciom się pokazać srom miałam. Z węzełkiem biednym powędrowałam do miasta, gdzie? po co? na służbę! Znalazłam dobrych ludzi co mię przyjęli, a potem poczciwego, co jak żonę mnie wziął i trzymał i szanował i kochał, a umierając mi co miał zostawił. Wasyliew słuchając opowiadania głową kręcił i dawał do zrozumienia, że sprawa zła była.
— Nie chcecie z nim żyć? — rzekł w końcu, na to rady innej nie ma, okupić mu się trzeba. Gębę mu zatkać.
Ale i on pewnie nie głupi, kiedy może mieć wszystko, jakby chciał odrobiną się zaspokonić! Trudna sprawa!
Po cichej naradzie, w ciągu której kupiec się od wylękłej kobiety dowiedział co miała, bo mu ze strachu spowiadała się ze wszystkiego, poszedł rano Wasyliew w poselstwie do Jewłaszewskiego. Zaledwie mógł zagaić, gdy ten mu odparł:
— Po co wy, Jefremie Polykarpiczu, mieszacie się w nie swoje sprawy! Palca między drzwi kłaść nie trzeba. To domowa rzecz, dajcie mi z nią uporać się samemu.
Z tym go odprawił. Do wieczora dał folgę Eudoksji i czas do namysłu. Wieczorem nie przyjmowano nikogo, poszedł on na rozmowę i siedział do późna, a gdy wychodził, ci co go po drodze najrzeli powiadali, że posępną miał twarz i brwi ściągnięte. Całą noc kobiety około Eudoksji spędzić musiały, bo na serce chorowała z płaczu i smutku. Usnęła dopiero nad ranem, nie wychodziła z domu, nie jadła prawie, posłała świece do cudownych obrazów, i tak przetrwała do wieczora. Nadszedł znowu nieubłagany prześladowca, ale kobiety mówiły, że łagodniejszym się okazywał i dobrymi słowy starał się płaczącą i narzekającą uspokoić.
Przybywał i dni następnych, a Eudoksja powoli przychodzić zaczęła do siebie, czego pierwszym znakiem było, że twarz pomalowała i suknie wdziała paradne, pierścionki i klejnoty. Jewłaszewski pił już u niej herbatę i gadali z sobą po cichu.
Tylko gdy wyszedł od niej, wzdychała ciężko, a nocami jeszcze popłakiwała. Wasyliew, choć się usunął od tej sprawy, utrzymywał,