Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/7

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Było to w samą wigilię Bożego Narodzenia roku 18... Śnieg sypał jak to on czasem umie z zasępionego płowo nieba, powoli, spokojnie i polatując w powietrzu, gęsty, mięciuchny jak puszek, i układał się na ziemi, na gałęziach drzew, na krzewach i zeschłych roślin łodygach, coraz wyraźniej zarysowując ich kształty na ciemnym jednostajnym obłoku, rozciągającym się nad całym widnokręgiem.
Cisza była w powietrzu prawdziwie zimowa, której żaden znak życia nie przerywał, nawet wrony, które opieszale się przesuwały ponad wierzchołkami drzew, leciały nieme i smutne.
Godzina była zaledwie druga po południu, a już zdawało się, że zmierzch nadchodził, tak gęsta zasłona mroków wisiała nad zachodem.
Dwór w Zamiłowie, na Wołyniu, w okolicy Cudnowa i Lubaru położony, nad skalistym brzegiem rzeki, wydawał się ze swym sadem i drzewami otaczającymi, z budowlami do niego należącymi, jakby zimowa kartka z albumu wydarta... Stare tło niebios doskonale uwydatniało wszystkie pobielone szczegóły krajobrazu, jasno wychodzącego na nim, które tylko spadający śnieg jakby z napół przezroczystej ukazywał zasłony.
Dwór stary z dachem wysokim, przy którym się ów niskim wydawał, ogromne topole i lipy, długie pokrycia szop, stodół i obór, nawet ogrodzenia i krzewy przy nich malował śnieg przylegając, czepiając się gałązek i ciężarem swym uginając je ku ziemi.
Z kominów dworu i kuchni podnosiły się do góry kłęby sinego dymu, którego barwa doskonale się zlewała z kolorytem niebios i całego krajobrazu.
W podwórzu, na gościńcu, w dali na drodze wiodącej do wsi, nawet około gospody w środku jej stojącej, nigdzie widocznego życia nie było śladu; dym z kominów świadczył tylko, że się ludzie do chat pochowali i nie wymarli.
Od dwudziestu czterech godzin, prawie bez ustanku sypał ten