Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/66

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Naprzeciwko mieszkania zajmowanego przez Mistrza, był dom od dawna już nie najmowany, chociaż gospodarz, bogaty kupiec, świeżo go kazał odświeżyć, pomalować i starą a dosyć niepokaźną budową uczynił wygodniejszą niż była za młodu. Obyczajem wszystkich właścicieli Jefren Wasyliew obrachował sobie poniesione na restaurację wydatki i wymagania jego tak były przesadzone, że długo nikt się do mieszkania na pierwszym i jedynym piętrze nie zgłaszał. Dół zajmował Wasiliew z liczną rodziną, a że był zamożnym i rachować umiał dobrze, wolał pustką widzieć kamieniczkę, niżeli ją tanim najmem skompromitować.
Jednego dnia, przecież goście Jewłaszewskiego, którzy często przez okna wyglądali, dostrzegli, że naprzeciw zawieszono firanki i pewien ruch dał się widzieć u Wasyliewa.
— Otóż Jefren przecie znalazł kogoś co mu dał, ile zaśpiewał! odezwał się jeden z akademików spoglądając naprzeciwko.
Jewłaszewski, który o prozaicznych przedmiotach, o życiu powszednim i drobnostkach jego nierad był mówić, bo dla nich największą okazywał pogardę, tym razem mruknął.
— Mówili, że tam jakaś jejmość, bogata wdowa z Moskwy, czy nie wiem skąd przybyła, dała się Jefremowi obałamucić.
— Bogata! wdowa! — przerwała śmiejąc się Zyżycki — a! w to nam graj! może jeszcze młoda i przystojna! ho, ho.
Mistrz ruszył pogardliwie ramionami, niewiele go to zdawało się obchodzić.
Ciekawa młodzież mając z okien mistrza tak doskonałe stanowisko do obserwacji a wiedząc, że za firankami kryła się istota płci żeńskiej, o której fama chodziła, że jest wyposażona obficie, nieschodziła prawie z czatów.
Zyżycki, który był próżniak i lubił się lada czym rozrywać, szczególniejszą zwrócił baczność na lokatorkę Jefrema Wasyliewa. Nie dosyć mu było czatować w oknie, przypatrywać się z ulicy azali czego nie ujrzy dającego wnioskować, czy gra warta była świeczki,