Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/55

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wypierał, ona wiedziała o niej i śmiała się tylko, nie groziło jej z tej strony żadne niebezpieczeństwo.
Daleko więcej niepokoił Ewarysta młody świeżo jak się zdawało, nawrócony, jak dziewczę piękny, delikatny, co chwila rumieniejący się kolega, Zorian Szeliga. Był to chłopak majętny, jedynak u rodziców, wypieszczone dziecię matki, rozwinięte przedwcześnie, rozgorączkowane już do życia i upojone pierwszymi jego kielichami.
Z domu, w którym czuwano nad nim troskliwie, Zorian, puszczony nagle na swobodę bujał jak młody źrebak, który się wyrwał ze stajenki.
Bardzo piękna, biała twarzyczka, z której jeszcze dziecinna świeżość nie zeszła, otoczona włosami kruczymi, oczy czarne wyraziste, usta kobiecym namaszczone wdziękiem, postawa mająca w sobie także jakiś niewieści urok i coś pieszczotliwego, czyniły Zoriana ulubieńcem wszystkich pań i panienek. Heliodora zwała go Antinousem i okazywała mu może do zbytku posuniętą życzliwość.
Z pierwszego wejrzenia, od jednej rozmowy z Zonią, Zorian się w niej zakochał — po dziecinnemu, szalenie. Nie krył się z tym, był jej natrętnym. Z początku i z niego się śmiała. Jewłaszewski zażądał, aby użyła całej przewagi jaką nad nim miała dla pozyskania go gronu, któremu przodował. Chciano mieć bogatego Zoriana, bo grosz, nawet w propagandzie naukowej, jak w każdej innej, bywa potrzebnym, a nie miano go wiele.
Zoni udało się nie tylko nawrócić ładne chłopię, ale z niego uczynić niewolnika. Ewaryst wiedział o tym po troszę, lecz po raz pierwszy teraz, przy wychodzeniu z lekcji spostrzegł z podziwieniem jakieś spoufalenie Zoni z tym wielbicielem, porozumiewanie się oczyma, obejście się tak prawie serdeczne, iż krew mu od serca uderzyła do głowy.
Instynkt wskazywał w Zorianie — już nie przyjaciela pięknej dziewczyny, ale jej kochanka; Zorian zajmował przy niej miejsce pierwsze, o które nikt z nim nawet się spierać nie ważył, zdawał się nie już słuchać jej, ale jakby trochę jej swą wolę narzucać, której się ona nie sprzeciwiała.
Dotknęło go to tak, że o liście Madzi zapomniał i z sercem zbolałym powlókł się zwolna, niewidziany, za Zonią. Młodzież, która ją otaczała powoli rozchodzić się zaczęła, gromadka zmniejszyła się, nareszcie pozostał tylko Zorian i ona. Idąc rozmawiali pochyleni ku sobie, jakby zapomniawszy się, że ludzie na nich patrzeć mogą, Szeliga ujął ją pod rękę, nie sprzeciwiała mu się. Zdumiony co raz mocniej Ewaryst spostrzegł, że para ta zamiast iść wprost do dworku Sałhanowej, udała się najswobodniej do mieszkania Zoriana, który piękny lokal zajmował dość opodal od pani Heliodory
Gdy już mieli wchodzić razem, Chorążyc w progu widząc ich. spodziewał się jeszcze, że Zonia się zatrzyma lub zawróci; lecz dziewczę, śmiało, nie przerywając rozmowy, w której oboje byli