Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/47

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.




Przez kilka tygodni Ewaryst nie spotykał się z kuzynką, nie słyszał nic o niej, nie miał kogo nawet zapytać.
Jewłaszewskiego, o którym myślał, że powinien był nazajutrz po wypadku w ogrodzie miasto opuścić, zobaczył parę razy z daleka, nic a nic niezmienionym i w taką przyodzianego powagę jak zawsze.
Przychodziło mu do głowy, że go wyzwać może, ale nikt się nie zgłosił.
Jednego dnia na Kreszczatyku idąc ulicą, Chorążyc nie uważał dobrze na przechodzących około siebie, gdy poczuł, że go ktoś z lekka za rękę pochwycił. Ulica była prawie pustą, przed nim stał Jewłaszewski.
— Słóweczko — odezwał się cichym głosem. Znalazłeś się pan gorączkowo w pewnym wypadku — począł Mistrz, nie zrozumiawszy co się działo... bo była próba temperamentu. Studium! rzecz w świecie najniewinniejsza!
Mówił serio, Chorążyc chciał mu przerwać, ale nie dopuścił go do słowa Jewłaszewski.
— Omyłki tej, zresztą zupełnie wytłumaczonej, ja panu bynajmniej nie mam za złe... — kończył Mistrz — pozory były przeciwko mnie, gorąca krew tłumaczy pana. Rzecz uważam za skończoną. Nauka życia jak inne wymaga ofiar, ja i z siebie je chętnie składam na jej ołtarzu. Wszakże, spodziewam się, że pan będziesz dyskretnym.
— Słuchaj pan — odparł Ewaryst lekceważąco — jak i co było, w to nie wchodzę, zapytaj pan swojego sumienia, jeżeli teorie pańskie dają mu jaką władzę i konpetencję, nie zamilczałbym może o tym dla niego, ale dla panny Zofii muszę.
Chciał odejść, gdy Jewłaszewski go za rękę przytrzymał.
— Niechże pan wie o tym — dodał — że rzecz między nami została wyjaśnioną, że rozumna niewiasta wytłumaczyła sobie próbę, na jaką ją wystawiłem w interesie nauki...