Strona:PL Józef Ignacy Kraszewski - Szalona.pdf/191

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

straż oddać. Naznaczysz jej pokój taki, aby ani oknem skoczyć ani uciec nie mogła; daj jej co trzeba do jedzenia.
I powtórzył znowu:
— Odpowiadasz za nią głową.
Oberżysta z obawą spojrzawszy na kobietę ze wstrętem jakimś, natychmias ją wprowadził do dolnej izby, która miała u okna kraty.
Stało w niej łóżko, stół i parę krzeseł.
Uwięziona obejrzała się obojętnie, instynkt ludzki rzucił ją na łoże, a nim gospodarz wyszedłszy wrócił z butelką wina i chlebem, kobieta spała jak kamień.
Sen ten mógł być śmiercią, tak był cichy i głęboki.
Gospodarz z przerażeniem przyłożył ucho do jej ust, oddech zaledwie czuć było... Żyła jednak...
Nim dzień się zrobił, z placyka przed oberżą wywołano wojsko, które gdzie indziej wyciągnąć miało. Oficer wstąpił po drodze szepcząc coś gospodarzowi, któremu na rękę wrzucił parę dwudziestofrankówek. Stary Francuz głową tylko potrząsł, zrozumiał.
Gdy około południa podniosła się przebudzona kobieta i z podziwem znalazła żywą jeszcze, chciała natychmiast wyjść, lecz drzwi były zamknięte. Na stukanie do nich zjawił się otyły oberżysta, klnąc, że mu spokój przerywano.
Surowo i groźno obchodził się z uwięzioną.
— Siedzieć mi spokojnie! — zawołał — mam wydane rozkazy, aby was nie wypuszczać.
Zburczawszy ją tak, zamknął, a po chwili przyniósł śniadanie, które łając na stole postawił i odszedł.
Długo na nie patrzała kobieta z jakimś wstrętem i osłupieniem; instynkt pokierował jej ręką, zaczęła jeść. Chciała umrzeć, lecz głodu znieść nie mogła.
Tak samo gderząc dał jej obiad oberżysta, trzymając ciągle na klucz zamkniętą.
Dni kilka upłynęło. Po Paryżu zdobytym czyniono poszukiwania najtroskliwsze resztek komunardów, które pędzono na sąd, na rozstrzelanie, na wygnanie zabójcze.
Zemsta była straszliwą.
Gospodarz co godzina się musiał spodziewać, że mu tę kobietę zabiorą, nikt nie przychodził po nią. Milcząca ta, groźna, ponura, dumna winowajczyni, samym nieustraszonym męstwem zjednała sobie sympatię Francuza. Starał się z niej wyleczyć przypominając, że była petrolezą wściekłą, nie pomagało to, czuł litość nad nieszczęśliwą.
Zmusiły ją prawie sługi, aby poszarpane zmieniła suknie, a gospodyni przysłała jej swoje. Biernie posłuszna kobieta dawała z sobą robić co chcieli. Siedziała po całych dniach u okna, patrząc oczami wygorzałymi w ulicę, zawsze niema.